Kiedyś taka nie byłam. Nie umiałam mówić "nie". Zawsze było "może", "przemyślę", "dam znać", "nie wiem". Kiedyś się bałam. Że jak odmówię, to stracę. Że jak będę niemiła, to stracę. Że jak będę szczera, to stracę. Myślałam, że lepiej schować głowę w piasek i zrobić swoje. Przemilczeć. Przecierpieć. Przeżyć. I tak mijały dni i miesiące. Na przytakiwaniu, na bylejakości, na fałszywej uprzejmości. Aż któregoś razu nadszedł dzień, w którym zrozumiałam swój błąd. Wie Pani o czym mówię? Zrozumiałam, że nie na tym polega życie. Że nie tędy droga. Niech mi Pani powie po co to robić? Dla kogo? W jakim celu? Żeby było milej? Droga Pani, jak Pani chce, żeby było milej, to może Pani ciastka kupić i herbatę zaparzyć albo zaprosić kogoś na spacer. Ale zatracać swoje jestestwo, żeby komuś było dobrze? I to kosztem siebie? Coś Pani powiem. Odkąd zrozumiałam, że uporczywe przytakiwanie zżera mnie od środka, usłyszałam, że kiedyś byłam milsza i że w sumie jakaś wygadana się zrobiłam i że tak nie może być. Pyta Pani czy żałuję? To może odpowiem pytaniem na pytanie: "ale czego?".

— nacpanaasoup